Wersja do druku

15 stron: < 1 2 3 4 5 6 7 > »

Avatar użytkownika
Zaaklimatyzowany
Ja osobiście sądzę, że nie ma jakiejś prawidłowości w zachowaniu dla danej grupy. Po prostu ludzię są różni. Wsród młodzieży są na pewno dobrzy ludzie, jak i ci chamscy i źle wychowani. Pośrednio jest to też wina rodziców, gdyż to oni służą za wzór. Gdy młodzi uciekają od domu i cały czas spędzają z kolegami, ich zachowanie będzie odbiegało od tego modelu przedstawionego im przez rodziców.
A czasami wręcz odwrotnie- dobrze, że uciekają z domu i szukają wzorów poza nim. Heh, ilu rodziców chciałabym postawić do kąta. Wkurzają mnie wszystkie mamuśki z cyklu "Piotrusiu nie bij taty, bo się spocisz"... ale to już temat na inne miejsce i czas :)

Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Odnośnie języka. Nie sposób uniknąć błędów - sama żyłam w przekonaniu, że "w każdym bądź razie" jest poprawne.Co więcej, zarówno w telewizji, jak też w pracy, gdzie mam kontakt z osobami z wyższym wykształceniem-kadrą kierowniczą- głównie prawnikami wykształconymi na szanowanym przecież UMK w Toruniu, słyszę to "w każdym bądź razie".



i właśnie to jest dla mnie tragedia. Ludzie z humanistycznym wyższym wykształceniem powinni być wzorcem językowym.
________________________________________________________
www.facebook.com/natabo.retro.design/
Avatar użytkownika
Świeżynek
Młodzież młodzieżą, mnie drażni,jak w podręczniku szkolnym znalazłam dżudok, zamiast dżudoka, a nauczycielka powiedziała że na lidrze można kupić.... Gdzie jak gdzie, ale w podręcznikach szkolnych powinni takie kwiatki usuwać, a nauczyciel powinien mówić poprawnie, skoro tego wymagać ma od uczniów.
Avatar użytkownika
Krawiec-Filozof
Dawno temu, kiedy każdy trzymał w swojej jaskini dinozaura, a węgiel dopiero się rodził - ja sobie chodziłem do początkowych klas podstawówki. I mieliśmy kobitę od polskiego, która pochodziła z krakowskiego i mówiła "czeba", "dżewo", "poczymaj" itd... Natomiast baba od arytmetyki pochodziła z Podlasia i mówiła z wyraźnym regionalnym zaśpiewem, np. "łoblicamy lewom strune" itp...:D Mieliśmy z niej niezły ubaw, jak to chłopaki z Pragi:) I dziewczyny też:)
Ale to były w ogóle śmieszne czasy Edwarda I i Ministerstwo Oświaty dopuszczało się rozmaitych eksperymentów na żywym organizmie:) Teraz niby należałoby się spodziewać, że mamy za sobą te lata "błędów i wypaczeń", a tymczasem... Jest bodaj gorzej, tylko w inny sposób. Niechlujstwo językowe i nowo-mowa są wszędzie obecne, bez żadnej żenady i skrupułów, cisną się z wszystkich stron tak, jakby tu rządziły. I to jest dla mnie fizycznie bolesne. Bo gwara młodzieżowa zawsze była i będzie, choć ta obecna też jest jakaś kulawa, płynąca bardziej z lenistwa, niżeli inwencji słowotwórczej.
Skoro jednak mają dookoła takie przykłady i - co gorsze - brak ich piętnowania, to odbierają wyraźny sygnał, że tak można i nic się nie stanie.

Kiedyś wykładałem w szkole pomaturalnej i po sprawdzeniu testów semestralnych zakomunikowałem słuchaczom, że gdybym miał oceniać ich prace pod kątem języka polskiego to większość by zarobiła lufę. Na co jeden ze słuchaczy odparł z uśmiechem, że on ma na to papiery (sic!)! Pogratulowałem mu oczywiście zawodowego nastawienia do przyszłej pracy w agencji reklamowej i na koniec roku z zimną krwią obniżyłem mu ocenę. Za nastawienie właśnie.
Za moich czasów nie było dyslektyków, dysgrafików i dys-cośtam. Byli leniwi i pracowici, albo inaczej - ci, którzy chcieli się nauczyć i ci, którym to wisiało. W każdym razie faktem jest, że nawet lump z mojego pokolenia potrafi się w razie potrzeby poprawnie wypowiedzieć, albo zakląć z finezją.
A przysłowiowi wręcz byli furmani, którzy klęli w żywy kamień w rozmowach między sobą, ale do kobiety zawsze zwracali się z szarmancją? Nawet, jak się któremuś wypsnęło przekleństwo, to nie było tak rażące. Np. "O k..wa! Ależ pani jest piękna!"

Ciągle powtarzam wszystkim wokół, że powinniśmy być dumni z naszego przebogatego języka i cenić przywilej przyrodzonej umiejętności mówienia nim. Ale teraz jego bogactwo uchodzi za zbędne utrudnienie.
A to mi sprawia fizyczny ból. W uszach, w duszy, w niecenzuralnie nazywanych częściach ciała... Wszędzie...
________________________________________________________
Maszyna do szycia składa się z:
1. maszyny zasadniczej
2. maszynisty
https://www.facebook.com/Zibiasz
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Ciągle powtarzam wszystkim wokół, że powinniśmy być dumni z naszego przebogatego języka i cenić przywilej przyrodzonej umiejętności mówienia nim. Ale teraz jego bogactwo uchodzi za zbędne utrudnienie.
A to mi sprawia fizyczny ból. W uszach, w duszy, w niecenzuralnie nazywanych częściach ciała... Wszędzie...

ech... lepiej bym tego nie ujęła :zalamka:
________________________________________________________
www.facebook.com/natabo.retro.design/
Avatar użytkownika
Krawiec-Filozof
Ciągle powtarzam wszystkim wokół, że powinniśmy być dumni z naszego przebogatego języka i cenić przywilej przyrodzonej umiejętności mówienia nim. Ale teraz jego bogactwo uchodzi za zbędne utrudnienie.
A to mi sprawia fizyczny ból. W uszach, w duszy, w niecenzuralnie nazywanych częściach ciała... Wszędzie...

ech... lepiej bym tego nie ujęła :zalamka:
No i czego mnie tu beczy?:D:D:D
________________________________________________________
Maszyna do szycia składa się z:
1. maszyny zasadniczej
2. maszynisty
https://www.facebook.com/Zibiasz
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Ciągle powtarzam wszystkim wokół, że powinniśmy być dumni z naszego przebogatego języka i cenić przywilej przyrodzonej umiejętności mówienia nim. Ale teraz jego bogactwo uchodzi za zbędne utrudnienie.
A to mi sprawia fizyczny ból. W uszach, w duszy, w niecenzuralnie nazywanych częściach ciała... Wszędzie...

ech... lepiej bym tego nie ujęła :zalamka:
No i czego mnie tu beczy?:D:D:D
bo to smutna prawda...:p
________________________________________________________
www.facebook.com/natabo.retro.design/
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Tak na marginesie.
Lubię powieści Chmielewskiej. Bohaterami kilku jej książek są pracownicy pewnego biura projektowego w Warszawie. Właściwie w powieści robią wszystko tylko nie siedzą przy deskach :) Fakt, że lata 70-te i 80-te to czas zdobywania wszystkiego i na pracę pozostawało niewiele czasu. Mojej mamie też się zdarzało stać pól dnia po Burdę na przykład.:oczko:
Chmielewską uwielbiałam, zaczytywałam się. Niestety późniejsze powieści nie budziły już we mnie takich wybuchów śmiechu, jak te,czytalne w czasach licealnych. Pamietam, kiedyś czytałam którąś jej powieść i co chwila wybychałam śmiechem. Mój tata trzy razy wchodził do pokoju, rozgladał się, i wychodził bez słowa. Za czwartym razem razem nie wytrzymał i zapytał z kim jestem. Nie chciał uwierzyć, że śmieję się sama do siebie, przy czytaniu książki... Pamietam też jak czytałam (niestety nie pamiętam tytułu, może "Wszyscy jesteśmy podejrzani"), był tam opis mężczyzny - spełnienie marzeń głównej bohaterki, wszystko mi pasowało, dochodziło do imienia i ... bingo! Marek. Może wrócę do Tereski, Okrętki, Pawełka, Janeczki i wielu innych znajomych?
Śmiech to zdrowie...
Szkoda, że Joanna już nic nowego nie napisze.
Avatar użytkownika
Krawiec-Filozof
Jechałem dziś tramwiszonem i stały mi nad głową dwie sikorki, które sobie bez żadnego zażenowania kierdasiły o tym, jak to która olewała egzamin; wsiadły przy AWF-ie, a tam mają wydział medycyny sportowej i z treści tego kierdaszenia wnoszę, że one właśnie stamtąd. Jedna z nich chwaliła się, że o wydzielaniu kwasu mlekowego nie wie nic i gdyby miała takie pytanie - to raczej by poległa. Natomiast druga mnie powaliła całkowicie szczerym wyznaniem, że w ogóle nie robi żadnych notatek, tylko tak słucha wykładowcy i albo się z nim zgadza, albo nie...

Na szczęście miałem na podorędziu granat rozweselający w postaci browara, to sobie odbezpieczyłem i wykonałem eksplozjona. Inaczej byłbym się wraził w tę rozmowę, a to przecież nie jest wychowawcze.
Miałem nadzieję, że pójdą gdzie indziej, żebym nie musiał słuchać tych wynurzeń.
Ale gdzie tam! Zachichotały tylko przez chwilkę i dalej nawijać te swoje rewelacje...

Matko mojo miła! Cegóś mnie nie biła?

Kiedy obie zgodnie stwierdziły, że nie mają najbledszego pojęcia o reanimacji - po prostu wyłączyłem uszy i zacząłem kontemplować urodę krzaczorów wzdłuż torowiska...

Zgroza! Ludzie! Dlaczego ta młodzież wcale nie chce się uczyć? Po jaką cholerę szły na tę uczelnię?
Zna ktoś odpowiedź? Papierek, który nic nie mówi? Kolejne pokolenie urzędasów nam rośnie?

Obrzydzenie mnie zdjęło...
________________________________________________________
Maszyna do szycia składa się z:
1. maszyny zasadniczej
2. maszynisty
https://www.facebook.com/Zibiasz
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
O reanimacji to całkiem sporo moje dzieciaki wiedzą- chwała Owsiakowi. Ale kiedy przynoszą mi rewelacje, że kolega ściągnął zadanie z jakiejś strony internetowej to mi włosy dęba stanęły- bo są w trzeciej klasie szkoły podstawowej. :krzyk::boisie:
________________________________________________________

15 stron: < 1 2 3 4 5 6 7 > »

Zaloguj się aby napisać odpowiedź.