Wersja do druku

3 strony: < 1 2 3 >

Avatar użytkownika
Stara Gwardia
"w domu stary Kohler walizkowy bez walizki, czyli bez podpórki z jednej strony"
O jaką podpórkę chodzi?

"Myślę, że znacznie łatwiej zapamiętać nazwę zaraz po kupieniu, niż po latach."
Czyżbym miała superpamięć, bo od początku, czyli ok. trzydziestu lat, do dziś pamiętam nazwy marek i modele wszystkich czterech maszyn, które miałam i mam. Właściwie pięciu. Plus jedna mojej mamy. Czyli pamiętam dwie marki i sześć modeli. Nie było i nie jest to dla mnie żadnym problemem.

Czuję tu jakiś szwindel. No, może nie szwindel, ale nie do końca czyste zamiary...

Mój stary Singer 418 jest maszyną domową, a doskonale radzi sobie z przeszywaniem podwijanych jeansów, na szwach bocznych jest tego przynajmniej sześć warstw. Obszywałam nim także koce, tak więc radzenie sobie z grubymi materiałami jest cechą spotykaną u maszyn domowych. Podejrzewam, że użytkownicy szczególnie starszych maszyn, z lat 60, 70, potwierdzą moje słowa.
Niedawno, zupełnie przypadkowo, przetestowałam moją najnowszą maszynę. Robiłam naprawki różnych rzeczy: różne materiały, grubości itp. Byłam mile zaskoczona, bo moje cudo poradziło sobie ze wszystkim śpiewająco. Nawet szycie polaru podwójną igłą poszło. A taka niby delikatna, bo elektroniczna.:oczko:

--- Ostatnio edytowane 2017-12-09 21:49:35 przez violina64 ---

--- Ostatnio edytowane 2017-12-09 22:03:53 przez violina64 ---
Avatar użytkownika
Świeżynek
"w domu stary Kohler walizkowy bez walizki, czyli bez podpórki z jednej strony"
O jaką podpórkę chodzi?
Maszyna jest wyjęta z takiej specjalnej walizki, w której podstawie była zamontowana. W tej chwili opiera się z jednej strony na takich metalowych hmmmm... sztyftach? - brakuje tej części, która była przymocowana do pudła walizy. Z tego powodu stoi krzywo (gdy na niej szyję, ustawiam ją tym bokiem na dwóch książkach). Nie wiem jak to lepiej opisać.

A teraz właśnie mi przyszło do głowy, że może on nie walizkowy, a stolikowy??? Chyba nigdy go nie widziałam w innej postaci niż teraz. W każdym razie w tejże postaci do samodzielnego stania się nie nadaje.


"Myślę, że znacznie łatwiej zapamiętać nazwę zaraz po kupieniu, niż po latach."
Czyżbym miała superpamięć, bo od początku, czyli ok. trzydziestu lat, do dziś pamiętam nazwy marek i modele wszystkich czterech maszyn, które miałam i mam. Właściwie pięciu. Plus jedna mojej mamy. Czyli pamiętam dwie marki i sześć modeli. Nie było i nie jest to dla mnie żadnym problemem.


Możemy zrobić ankietę, kto pamięta model swojej maszyny bez spoglądania. :) Mnie w każdym razie nie dziwi, że ktoś go nie pamięta. Ja dla odmiany pamiętam stare numery telefonów, rejestracyjne, numery dowodów osobistych, urodziny, imieniny, NIP-y, PESEL-e itp. Nie mam pamięci do twarzy ani do nazw, mam za to pamięć do cyfr. Ale może źle myślę i ankieta wykaże, że to tylko ja mam taką sklerozę. :D


Czuję tu jakiś szwindel. No, może nie szwindel, ale nie do końca czyste zamiary...


Tego nie rozumiem, proszę jaśniej, bo zrobiło mi się troszkę nieprzyjemnie...



Mój stary Singer 418 jest maszyną domową, a doskonale radzi sobie z przeszywaniem podwijanych jeansów, na szwach bocznych jest tego przynajmniej sześć warstw. Obszywałam nim także koce, tak więc radzenie sobie z grubymi materiałami jest cechą spotykaną u maszyn domowych. Podejrzewam, że użytkownicy szczególnie starszych maszyn, z lat 60, 70, potwierdzą moje słowa.
Niedawno, zupełnie przypadkowo, przetestowałam moją najnowszą maszynę. Robiłam naprawki różnych rzeczy: różne materiały, grubości itp. Byłam mile zaskoczona, bo moje cudo poradziło sobie ze wszystkim śpiewająco. Nawet szycie polaru podwójną igłą poszło. A taka niby delikatna, bo elektroniczna.:oczko:


Nasz Kohler (a do niedawna byłam przekonana,że to Łucznik ;)))...) też świetnie sobie radził z podwijaniem dżinsów itp. pracami - tyle, że jest już bardzo rozregulowany i na pewno brudny w środku. Ja sobie z nim nie radzę, a on nie radzi sobie z tkaninami delikatnymi, z dzianinami... Do tego jest ciężki jak wagon węgla i tachanie go przy każdej okazji na stół i ze stołu nie zachęca do szycia (nie mam oddzielnego stolika do szycia). Nie zamierzam go jednak wyrzucać, choćby dlatego, że rozczula mnie rozrysowany flamastrem przez ojca wzór prowadzenia nici. ;), a poważniej to myślę, że po remoncie i dorobieniu jakiejś nóżki będzie się nadawał do szycia, zwłaszcza do cięższych zadań. Tyle, że chciałabym mieć też na co dzień coś lżejszego i bardziej uniwersalnego, ale wciąż domowego. A, i niedrogiego. Cóż, winna. :)

PS.
Sprawdziłam, ten Kohler to maszyna stolikowa. Dobrze, że zapytałaś, może zaszaleję i w przyszłym roku kupię taki stolik :) Dokładnie taka:
https://www.olx.pl/oferta/okazja-stara-maszyna-do-szycia-kohler-zick-zack-ze-stolem-CID628-IDpIg2D.html#67cd201ed6



--- Ostatnio edytowane 2017-12-10 00:15:18 przez kabanta ---
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
kabanta
2017-12-10 00:04:22A teraz właśnie mi przyszło do głowy, że może on nie walizkowy, a stolikowy???
kabanta, nie wiem jak Twój Kohler - ale mój stareńki Łucznik 466 jest tak skonstruowany że można go zamontować i do stolika i do walizki. Kupiony był jako sama głowica, po pewnym czasie udało mi się kupić stolik-szafkę i do niedawna tak właśnie funkcjonował. Teraz przesiedliłam go do walizki bo stolik po 30 latach użytkowania wygląda niezbyt elegancko. Sądzę że większość tych starych głowic można montować w stoliku lub w walizce. Rozstaw uchwytów/zawiasów jest chyba uniwersalny? Ale może głos zabiorą fachowcy.
Avatar użytkownika
Świeżynek
kabanta, nie wiem jak Twój Kohler - ale mój stareńki Łucznik 466 jest tak skonstruowany że można go zamontować i do stolika i do walizki. Kupiony był jako sama głowica, po pewnym czasie udało mi się kupić stolik-szafkę i do niedawna tak właśnie funkcjonował. Teraz przesiedliłam go do walizki bo stolik po 30 latach użytkowania wygląda niezbyt elegancko. Sądzę że większość tych starych głowic można montować w stoliku lub w walizce. Rozstaw uchwytów/zawiasów jest chyba uniwersalny? Ale może głos zabiorą fachowcy.
jakłucznik - dziękuję za sugestię. Może rzeczywiście to jest po prostu uniwersalny spód? Szczerze mówiąc, wcześniej się nie zastanawiałam - myślałam o oddaniu jej do serwisu, ale odkładałam to wciąż na później. Nową i tak chcę kupić, ale tę koniecznie muszę doprowadzić do ładu.
Dawno, dawno temu u babci stsł taki stary czarny Singer na metalowym stoliku. Teraz to hit, ale wtedy... stolik dawno został gdzieś oddany, może nawet wyrzucony. Teraz żal. :( W każdym razie pamiętam, że stolik był znacznie wygodniejszy niż walizkowy Łucznik, który też parę osób w rodzinie miało (nawet dwa chyba gdzieś stoją). Na stoliku łatwiej ułożyć ręce, można przeszyć spory kawałek ciężkiego materiału bez problemu. Dlatego spodobał mi się pomysł dorobienia stolika. :) Myślę, że to nie trudne. Z drugiej strony wszystkie maszyny mają dość wysokie podstawy i tak czy inaczej trzeba się niestety przyzwyczaić. :) Oj, zresztą, co ja się zastanawiam, przecież teraz większość maszyn na wolne ramię, coś co chyba często się przydaje. :D
Sorry, głośno myślę :)
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
kabanta W każdym razie pamiętam, że stolik był znacznie wygodniejszy niż walizkowy Łucznik, który też parę osób w rodzinie miało (nawet dwa chyba gdzieś stoją). Na stoliku łatwiej ułożyć ręce, można przeszyć spory kawałek ciężkiego materiału bez problemu. Dlatego spodobał mi się pomysł dorobienia stolika. :)
kabanta, w zupełności zgadzam się z Tobą - na stoliku szyło mi się o wiele łatwiej, wygodniej. Pewnie to też kwestia przyzwyczajenia. Teraz przyzwyczajam się do walizki w której jest mój Łucznik i do współczesnej maszyny "na podium", z wolnym ramieniem. I powiem Ci że z tego wolnego ramienia prawie nie korzystam, to też pewnie kwestia przyzwyczajenia. Od ponad pół wieku szyłam na maszynach stolikowych - najpierw na takim Singerze o jakim pisałaś następnie na Łuczniku, to chyba normalne jest że trudno mi się tak szybko przestawić. A Kohlera nie pozbywaj się - daj mu szanse:):), dobry spec doprowadzi go do porządku - wyczyści, wyreguluje, zakonserwuje i maszyna będzie Ci wdzięczna.
Avatar użytkownika
Świeżynek
jakłucznik - Też myślę, że warto go doprowadzić do ładu. Tylko nie wiem, czy mnie stać :D

A na jakim Łuczniku szyjesz?
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Na Łuczniku 466, produkcja chyba przełom lat 70/80 lub początki lat 80 XX wieku.
Avatar użytkownika
Świeżynek
U mnie w rodzinie były takie albo bardzo podobne chyba trzy... w każdym domu stała walizka w kratkę w szafie. :D Jeszcze są chyba dwie, ale też czekają na wywiezienie serwisu.
W dawnych czasach w rodzinie sporo się szyło, robiło na drutach czy szydełku, ale chyba padliśmy ofiarą zalewu tanią i różnorodną chińszczyzną, jakoś przestało się chcieć.
Wielka szkoda. Pora to nadrobić. :)

Swoją drogą kiedyś w Warszawie był świetny serwis na Placu Zbawiciela - słyszałam o nim ze 30-40 lat temu. Wiele osób go polecało. Teraz szukając ratunku dla swojego staruszka znalazłam info, że po 89 (!!!) latach działalności serwis się przeniósł, na szczęście niedaleko. Tyle lat...
Okazało się przy okazji, że stworzyli nawet swój własny, imienny model maszyny:
http://www.naprawamaszyndoszycia.pl/file/renowkk.html

Ot, taka ciekawostka :)
Avatar użytkownika
Świeżynek
Przepraszam, że dopiero teraz - zapomniałam!
Moja maszyna to Toyota 7140, seria RS 2000 (cokolwiek to znaczy). Kupiona w Warszawie, w takim sklepie z maszynami na Marszałkowskiej, blisko Świętokrzyskiej, którego już nie ma.
Przypomniało mi się też, że kupiłam ją nie 11 (jak napisałam na pierwszej stronie wątku), a 15 lat temu, więc nie wiem, czy ten typ jest jeszcze w sprzedaży.

Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Jakłucznik napisał:"kabanta, nie wiem jak Twój Kohler - ale mój stareńki Łucznik 466 jest tak skonstruowany że można go zamontować i do stolika i do walizki."
Moja mama miała Łucznika stolikowego (albo inaczej szafkowego, bo był w szafce, która po rozłożeniu stawała się stołem do szycia :)), a ja walizkowego (którego niedawno sprzedałam). Obydwa modele były zamontowane do swoich podstaw za pomocą zawiasów umożliwiających np. zmianę szpuleczki w bębenku, jego konserwację lub też konserwację całego "podspodu". Te zawiasy faktycznie umożliwiały zamontowanie maszyn albo w podstawie od walizki, albo w stoliku. Kiedyś po prostu robiono sprzęty bardziej uniwersalne, żeby pasowały i tu, i tu. Przy maszynie mamy nie było problemem podniesienie głowicy i wymienienie szpuleczki czy wyczyszczenie i naoliwienie tych wszystkich części pod spodem blatu roboczego. Natomiast przy mojej lewą ręką przytrzymywałam głowicę, a prawą wykonywałam te wszystkie czynności. Albo podstawiałam coś, na czym opierałam odchyloną głowicę. Maszyny były ciężkie, jednak stolik równoważył jej ciężar, a moja podstawa nie. Wszystko ma swoje plusy i minusy: stolikowa zajmowała więcej miejsca, ale była bezproblemowa po odchyleniu, a moja za to zajmowała mniej miejsca i była "bardziej mobilna" :oczko:

3 strony: < 1 2 3 >

Zaloguj się aby napisać odpowiedź.