Wersja do druku

Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Powtarzam generalnie mój ostatni post w dyskusji "Szwaczki z Bangladeszu do Polski" z dzisiaj, zachciało mi się przemyszkować moją ulubioną księgarnię w poszukiwaniu inspiracji i technik krawieckich, bo człowiekowi mądremu wiedzy nigdy nie dość , jak mawiali starożytni Rzymianie, no i Chińczycy, oczywiście!
Trafiłam obok fajnych nowych szyciowych poradników na pozycję życiową, świadczy o naszej jednak dobrze rozwiniętej intuicji, bo Bangladesh, niby hinduskie państwo, budzi u nas w Polsce, z racji folkloru (uwielbiam!) i pozytywnych kulturowych skojarzeń trochę inne zainteresowanie niż rzeczy made in China.Kiedyś - za PRLu atrakcyjne produkty - przestały cieszyć, od kiedy wstąpiliśmy w progi "kultury zachodniej" co nie dziwiło Polaków, zaangażowanych w akcje typu "Teraz Polska" . Zatrudnianie Polaków na coraz gorszych warunkach w sieciowych firmach na najniższych stanowiskach, to podobne podejście jak znane jest przeciętnym zjadaczom chleba z Zachodu, z czego przeciętny Polak nie zdaje sobie sprawy. U nich mianowicie, pojęcie biedy, chamówy w pracy i bezdomności oraz nieodmienny wpis "made in China", zmieniony nagle w "madein PRC" - znane jest, jak również karygodne stawki i warunki pracy. Obchodzenia w podejrzanych firmach kodeksów prawnych można się na zachodniej ulicy "niedoświadczony kokosowy Polak" tylko nauczyć, a wyobrażenia to my na podstawie etykietek coca - coli raptem po powrocie z zatrudnienia za granicą - na szczęście - zmieniamy.
Zawsze jednak można usłyszeć "pukanie od dna", mimo że stawki dla szwaczki akordowej to w Polsce też ok 10 zł. za szycie lekkiego ciucha się kształtują, a moda w butikach i salonach, także tych markowych - albo ma niebotyczne ceny, albo skazani są ludzie na "sieciówki" lub Wietnamczyków.
Albo i mniej...nawet 5 zł za niewielkiego ciuszka to przesada, różnie. Zatem dystans trzeba zachować. Czytać ... jeszcze nie czytałam.

Dobra, co to za książka - wydawca pisze, co w środku , opisy z audiobooka i papierowej pozycji nieco się różnią. Dobrze, bo daje pojęcie o tragedii - i - być może rozmiarach tego przed czym mieliśmy opory, ciągnąc za język firmę consultigową chcącą nam wwieźć precedensowo zagranicznych pracowników. Chodzi o niedawną aferę, która jest opisana w książeczkach poniżej.

Życie na miarę. Odzieżowe niewolnictwo. Audiobook – opis wydawcy

Dobra prezencja bywa kluczem do sukcesu, a metka na ubraniu ma znaczenie. Czasem to kwestia życia lub śmierci. Dla niektórych – dosłownie. W 2013 roku zawalenie się budynku Rana Plaza, w którym mieściły się fabryki szyjące ubrania dla zachodnich firm, zwróciło oczy całego świata na przemysł odzieżowy w Bangladeszu. Wielu z nas po raz pierwszy usłyszało o halach niespełniających żadnych wymogów bezpieczeństwa i przemęczonych pracownikach, którym na każdym kroku grozi utrata zdrowia, a nawet życia. Zachodnie organizacje pozarządowe nie kryły oburzenia z powodu głodowych pensji szwaczek, a szefowie koncernów tłumaczyli, że nie wiedzieli, w jakich warunkach produkuje się ubrania dla ich firm. Marek Rabij pojechał do Bangladeszu kilkanaście dni po zawaleniu się Rana Plaza. Rok później – gdy ucichł szum medialny wokół tragedii – powrócił do Dhaki, aby lepiej poznać życie pracowników tamtejszej branży odzieżowej. Rozmawiał ze szwaczkami, próbował spotkać się z dyrektorami fabryk, poznał życie codzienne mieszkańców slumsów i szlaki przemytnicze, którymi wędrują podróbki lub resztki kolekcji znanych firm. Notując swoje spostrzeżenia, bezlitośnie uświadamia nam, klientom sieciówek, za co właściwie płacimy, kto na tym traci, a kto zyskuje.

i - jeszcze jeden tekst, tym razem do książki w papierowym wydaniu.

Życie na miarę. Odzieżowe niewolnictwo – opis wydawcy

Dobra prezencja bywa kluczem do sukcesu, a metka na ubraniu ma znaczenie. Czasem to kwestia życia lub śmierci. Dla niektórych...dosłownie.
Blisko 1200 kobiet i mężczyzn zabitych pod gruzami Rana Plaza. Spalona szwalnia w Ashulii, w której pewnego wieczoru zamknięto pracowników na wyższych piętrach, by z płonącego budynku wynieść najpierw zawartość magazynu na parterze. Oburzające. Ale na miano skandalu zasługuje dopiero to, że za spodnie czy sukienkę, które w Bangladeszu uszyto za 10 zł, w polskim centrum handlowym musisz zapłacić dziesięć-piętnaście razy więcej. Marek Rabij, dziennikarz działu gospodarczego tygodnika "Newsweek Polska" w maju 2013 roku - tuż po zawaleniu się Rana Plaza - pojechał do Dhaki poznać z bliska warunki, w jakich produkuje się w Bangladeszu ubrania dla polskich i zagranicznych marek. Rok później powraca na dłużej do banglijskich slumsów w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy katastrofa z 24 kwietnia 2013 r. wpłynęła jakoś na funkcjonowanie globalnego przemysłu odzieżowego.


Ktoś chce pogadać?

--- Ostatnio edytowane 2018-09-09 10:47:19 przez Koma ---
________________________________________________________
Nie ma rzeczy niemożliwych. Są tylko bardzo nudne i czasochłonne.

Zaloguj się aby napisać odpowiedź.