Wersja do druku

2 strony: < 1 2

Avatar użytkownika
Stara Gwardia
:)

--- Ostatnio edytowane 2015-02-21 23:06:33 przez mmstycha ---
________________________________________________________
Anielska cierpliwość wymaga diabelskiej siły...Dla niektórych osób trzeba uzbroić się w cierpliwość, wyrozumiałość....ewentualnie dobrą patelnię...

Załączone obrazy

Obrazy zostały zmienione. Kliknij przycisk 'Opublikuj' aby zapisać te zmiany!
Avatar użytkownika
Krawiec-Filozof
Swego czasu jeździł tym samym autobusem w porannym szczycie pewien dziadyga, tylko wsiadał dwa przystanki później, niż ja.
Widać było, że jest schorowany, że ma niewładną jedną rękę i ledwie powłóczy nogami. Chodził o jednej kuli.
Muszę dodać, że wtedy - z powodu tej nieszczęsnej budowy II linii "pół-metra" na całej Pradze były koszmarne korki, bo wszystko było rozryte. W związku z tym musiałem brać czasową poprawkę na dojazd do roboty i wsiadałem do autobusu ok. 7:30.
I dzień w dzień ten dziadyga człapał na przystanek, akurat w porannym szczycie.
Z początku mu współczułem, bo widać, że nie jest mu łatwo, choć kląłem pod nosem, bo przez to jego człapanie spóźniałem się co i raz na przesiadkowy tramwaj i musiałem czekać na następny.
Niektórzy kierowcy też mu z początku współczuli i czekali, aż się wgramoli.
Ale wszyscy się chyba zastanawiali: Gdzie on jedzie o tej porze? No przecież nie do pracy! I dlaczego akurat o tej porze, kiedy wszyscy się spieszą? A tu jeszcze te korki...
Aż pewnego dnia przegiął pałę;
chodnik na tym przystanku jest bardzo szeroki, tak z 5-6 m, od krawężnika do muru fabryki Koneser. A dziadyga nie stanął blisko krawężnika, żeby szybko wsiąść, tylko stał pod murem i dopiero, kiedy autobus podjechał - on zaczął to swoje ślimacze człapanie. Kierowca jeszcze z początku chciał poczekać, ale dziad jeszcze po drodze musiał zajrzeć do jednego śmietnika, do drugiego...
Już miałem huknąć na kierowcę, żeby jechał, ale nie musiałem, bo kierowca też miał go najwyraźniej dosyć i stracił cierpliwość. Akurat zapaliło się zielone - to zamknął drzwi i ruszył. Nikt nie szemrał, bo już wszyscy mieli dziada dosyć. Zacząłem jeździć wcześniejszym autobusem, żeby się nie denerwować od samego rana.
Aż tu jakiś czas później, nie zdążyłem na ten wcześniejszy i musiałem pojechać tym o 7:30. I oczywiście znowu dziad na przystanku. Ale tym razem wszystko się wyjaśniło, bo spotkał w autobusie jakąś znajomą.
Siedziałem blisko i mimo woli słyszałem całą ich rozmowę;
znali się oczywiście z poczekalni w szpitalu, on miał wizytę u chirurga naczyniowego na 12:00 (!), a ona u reumatologa na 11:30 (!). Dodam, że do szpitala praskiego są zaledwie 4 przystanki.
Oboje mieli ze sobą kanapki i termosiki, czyli jechali tam o tej porze po prostu po to, żeby sobie posiedzieć i poględzić!
Aż współczuję tym lekarzom, którzy codziennie mieli na głowie takie mamery... Nie dziadowi, tylko lekarzom!
A wobec niego, po kilku miesiącach porannego wkurzania z jego powodu, moje odczucia zmieniły się diametralnie - od początkowego współczucia, do obrzydzenia i nienawiści wręcz.
________________________________________________________
Maszyna do szycia składa się z:
1. maszyny zasadniczej
2. maszynisty
https://www.facebook.com/Zibiasz
Avatar użytkownika
Administrator
Zibi aż mi przypomniałeś moją ulubioną lekarkę. Kiedyś mówiła: "wie pani ja to mam już dość tych starych ludzi. Tylko narzekają i narzekają - na wszystko. Nic im się nie podoba, w nic się nie zaangażują i niczego nie chce im się uczyć. Tylko jęczą na wszystko i wszystkich." Lekarka wcale nie młoda babeczka ale poza pracą zawodową (z tego co zrozumiałam a pytać tak wprost było mi głupio) chodzi odwiedzać jakieś starsze osoby schorowane w domach, jeździ na nartach, zna języki, pomaga córce w opiece nad wnukami itd. Generalnie nie zamknęła się na świat a sama jak mówi też ma problemy ze zdrowiem mimo, że jest lekarzem.
I do szału doprowadza mnie to, że jak mam wizytę u lekarza na 12:30 i jestem w przychodni o 12:00 czyli 30 minut przed czasem to przede mną jest 5 emerytów, którzy mają wizyty umówione po mojej ALE wejdą przede mną bo czekają dłużej. Tym samym moja wizyta przesuwa się o 1,5 h. Oczywiście nikogo nie obchodzi, że nie mam z kim dziecka zostawić i że akurat na te 2-3 h mąż wziął przepustkę z pracy. Dziadek czy babcia, którzy mają czas i mają już termin "zaklepany" i tak przychodzą 2-3 przed czasem bo im się nudzi w domu. Nikt kto pracuje i chce wyrwać się na przepustce w pracy nie ma szans wejść w swojej godzinie.
I najgorsze, że mówią o tym wprost siedząc w poczekalni. Zwrócisz uwagę - wyskoczą z pyskami. Poza tym wyglądam młodziej niż wskazuje metryka więc nikt się ze mną nie liczy. Yhhhh...
________________________________________________________
* eTasiemka.net - tkaniny i pasmanteria :) rabat10 - z tym kodem zakupy tańsze o 10%

* Susanna szyje - mój blog :)

Avatar użytkownika
Mistrzyni Krawiectwa
Ja się w takich przypadkach twardo trzymam swego. Mam wizytę o konkretnej godzinie - pytam kto jest przede mną /wcześniej chytrze dowiaduję się w rejestracji na którą godzinę umówiona jest osoba przede mną/ i wchodzę po swoim poprzedniku. Nie obchodzi mnie, że ktoś sobie przyszedł posiedzieć.

Co mądrzejsi lekarze wywołują pacjentów po nazwisku i sprawa jest prosta.

Zdarzyło mi się kiedyś, że czekałam w poczekalni razem ze starszą panią. Oczywiście była tam przede mną. Kiedy otworzyły się drzwi gabinetu i stanęła w nich lekarka - starsza pani poderwała się do biegu. Na to lekarka - hola hola, pani Malinowska! Pani ma wizytę za pół godziny! :-)

Pani Malinowska nie miała wyjścia, musiała poczekać...

Z kolei - mnie denerwuje, kiedy mimo napisu na drzwiach: "proszę wchodzić po wezwaniu przez lekarza" ludzie i tak się pchają gdy tylko pacjent opuści gabinet. Tłumaczyłam kiedyś pewnej pani, że owszem, teraz jest moja kolej, ale poczekam, bo pani doktor woła po kolei. "Ale niech pani wejdzie". Nie, bo pani doktor zawsze musi po wizycie uzupełnić dokumentację i wprowadzić to i owo do komputera. "Ale to niech pani wejdzie" "To już tyle trwa". Znam panią doktor, wiem że woła, nie będę jej patrzeć na ręce, jak pracuje. "Ale niech pani wejdzie". Wkurzyłam się w końcu, bo to naprawdę nie trwało dłużej niż 3-4 minuty. A co, pani doktor nie może na chwilę opuścić rąk, wytrzeć nosa, zadzwonić do kogoś, czy po prostu chwilę popatrzeć w ścianę w ramach momentu relaksu? Trzeba być człowiekiem...

Wychodząc z gabinetu - oczywiście niemal zderzyłam się z nerwową panią. "Proszę usiąść, pani doktor kazała powiadomić, że poprosi panią sama!!!". I poszłam.

Ania
________________________________________________________
Arkę zbudowali amatorzy - Titanica zawodowcy.

http://uczeremchypl.shoper.pl/

http://szycie-z-czeremcha.blogspot.com/

2 strony: < 1 2

Zaloguj się aby napisać odpowiedź.