Wersja do druku

43 strony: « < 28 29 30 31 32 33 34 > »

Avatar użytkownika
Świeżynek
No wlasnie ;) a cena wcale Karoliny nie mala.
Avatar użytkownika
Świeżynek
Witajcie!
Wreszcie natrafiła się sposobność i sprawiłam sobie Amelię od Łucznika, do której wzdychałam już od minimum roku. Przyszła dokładnie wczoraj. Jest to moja pierwsza działająca (do czasu ale o tym dalej) maszyna. Wcześniej miałam styczność ze starszym modelem, jeszcze takim ze stolikiem ale też nie takim całkiem antycznym. Wydaje mi się, że zdjęcie tego modelu przewinęło się już w tym wątku przy okazji problemu z czymś.
Podobno stała długie lata w piwnicy u siostry mojego ojca. Obcowanie z nią polegało raczej na kręceniu wszystkim co się dało i sprawdzaniu reakcji. Była też próba nawleczenia nici. Następnie wskutek kłótni urządzenie wypchnięte z całej siły powędrowało długą drogą w dół schodów. Sama maszyna trafiła na złom, a stolik na opał. Tyle o moim doświadczeniu.
Jak gdyby nigdy nic wyszłam sobie na taras wywiesić pranie. Nagle mój wzrok przyciągnął spory karton oklejony czarna folią, wepchnięty pod stół i zasłonięty ławką. W rubryce ''nadawca'' widniała nazwa firmy, od której zamówiłam maszynę. Zdziwko, bo poprzedniego dnia zrobiłam dopiero przelew. No to biegusiem do domu, zgarnęłam graty z najbliższego stołu, przetarłam go aż zaczął lśnić, bo przecież nie postawię nowej maszyny na brudnym,chwyciłam za nożyczki i zaczęłam z namaszczeniem rozpakowywać przesyłkę. Patrząc na sam karton miałam wrażenie, że ktoś się chyba pomylił i wysłał mi ''cacko'' z Telezakupów Mango o wartości jakichś 99 zł (moja mama się kiedyś na taką skusiła, więc wiem, jak to jest z ich dizajnem jak i żywotnością), z tego toku myślenia wytrąciła mnie dopiero ta sławetna, charakterystyczna dla tego modelu błękitna nakładka z przybornikiem. W instrukcji jest wzmianka o tym, żeby zakładać ją na maszynę kiedy ta nie jest używana, gdyż ma chronić przed brudem. Okej okej, od strony przybornika faktycznie coś zakrywa ale już od drugiej jest straszliwie wycięta i kończy się w punkcie, w którym jest igła i nie zasłania reszty płytki. Nie będzie więc w pełni spełniać swojej funkcji. A może tylko się czepiam? Przybornik będzie wymagał uzupełnienia i zmiany niektórych elementów. Na pierwszy rzut pójdą te słodkie różowe plastikowe nożyczenieniunie do nitek, na których widok aż się uśmiechnęłam :D Ale czego tu się spodziewać po gratisach. Sam patent z przybornikiem na maszynie uważam za udany, wszystkie najpotrzebniejsze do pracy rzeczy w jednym miejscu, bez potrzeby targania pod pachą.
Sama maszyna nie wygląda aż tak strasznie ''niesolidnie''. Jest dość ciężka. Niepokojąco wygląda tylko pokrętło od regulacji docisku stopki. No i jej podnośnik, o którym wspomnę dalej. Tarcza długości ściegu chodzi bardzo opornie, trzeba się nakręcić żeby drgnęło po kawałeczku do 4, a powrót do 1 graniczy z cudem. Wolę tego nie ruszać, bo jeszcze tego nie potrzebuję, a siłować się nie będę, bo jeszcze tylko zaszkodzę maszynie. Może ktoś z tu zebranych wesprze mnie jakąś mądrą radą.
Zamiast kręcić wszystkim na przysłowiową ''pałę'' sięgnęłam do instrukcji. Odkryłam magiczny schowek na ajtemki i wolne ramię (dzięki temu wątkowi dowiedziałam się, że to właśnie to, bo sam termin był mi wcześniej znany). Maszynę kupiłam wraz z 10 dodatkowymi stopkami, bo jak siebie znam z czasem będę chciała spróbować czegoś nowego niż wyposażenie podstawowe. Rozpakowałam je więc i zaczęłam dopasowywać do rysunków i opisów w instrukcji. Ku mojemu zdziwieniu wyszło ich 11, a nie 10 jak w opisie. Zamiast stopki z górnym transporterem zostałam obdarowana 2 innymi, mniej skomplikowanymi, o których nie ma nigdzie wzmianki. Przez chwilę myślałam nawet, że to taki zestaw ''zrób sobie sam'' ale noł łej, z tego nie wyczaruję niczego podobnego ;p
Po odszyfrowaniu niemal wszystkich dołączonych drobiazgów wreszcie wzięłam się za maszynę. Pomyślnie zamontowałam i zdemontowałam płytkę do cerowania. Nawinęłam swoją pierwszą szpuleczkę. Nagrodziłam siebie sama gromkimi brawami. Drugą szpuleczkę nawijałam ze szpuli o większej średnicy. Przeprowadziłam eksperyment, co się stanie, jak docisnę pedał na maksa. Szpula wyleciała w kosmos. Soł macz fan ;p
Nawlekłam nić górną i dolną. Specjalnie wybrałam 2 różne kolory nici żeby widzieć, jak każda z nich się sprawuje. Włączyłam tryb szycia. ŚWIATEŁKO. Dzięki niemu wiem, że maszyna jest włączona i żeby uważać na łapki. Z czasem pewnie i mnie zacznie irytować to marnowanie energii w biały dzień. Przystąpiłam do próby szycia. Bywało różnie. Czasem wychodziło całkiem zgrabnie, tylko szew krzywy ale to przez mój brak umiejętności. Najczęściej jednak nić dolna zostawiała na spodzie tkaniny pełno supełków i generalnie jedną wielka plątaninę. Dopiero później, po obejrzeniu pewnego filmiku na yt dopatrzyłam się, że wkładam końcówkę nici do złego otworu w bębenku. Kiedy to poprawilam nitka automatycznie zaczęła stawiać większy opór. Czy to mogło być to? Nitki na bank nawlekłam dobrze.
Niestety nie zdążyłam tego przetestować, bo kiedy się za to zabierałam okazało się, że podnośnik od stopki odmówił współpracy. Zupełnie się poluzował. Czasem w pozycji górnej stawia jakieś minimum oporu ale to za mało żeby cokolwiek podnieść lub opuścić. Wkurzona napisałam do swojego chłopaka, który zaczął natychmiast łagodzić obyczaje. Dać mu to rozkręcić czy odesłać już po pierwszym dniu do Jedynego Słusznego Serwisu Marki Łucznik w Radomiu (jak głosi karteczka na końcu mojej instrukcji obsługi)? W sumie mam 24 miesiące gwarancji i nic mnie to nie kosztuje, nie licząc nerwów. Już zaczęłam załamywać ręce, bo w sumie ta maszyna może spędzić więcej czasu w serwisie niż ze mną. No i zarzekałam się, że wracam do szycia ręcznego.
Od przeszło 3 lat szyję stroje wczesnośredniowieczne. Od początku do końca ręcznie. Bo przecież wikingowie maszyn do szycia nie znali. Sprawia mi to ogromną przyjemność ale chciałabym też zacząć tworzyć coś bardziej współczesnego, gdzie potrzebny jest jednak efekt maszyny. Poza tym straciłabym cierpliwość do dziugania tego wszystkiego ręcznie, bo to jednak żmudna robota. Marzy mi się własnoręcznie zaprojektowany i wykonany płaszcz z mięciutkiej wełny, a w dalszej przyszłości suknia ślubna w stylu lat 20 cała z jedwabiu i koronki. Ale na początek mogą być zasłony albo powłoczki na poduszkę.
Jeszcze jedna kwestia: Dlaczego igły się tak szybko psują? Ja do swoich wczorajszych ćwiczeń wybrałam kawałki niegrubego lnu z domieszką. Nie dociskałam pedała za bardzo, przynajmniej tak mi się wydaje, materiału też nie szarpałam, bo przecież maszyna przesuwa go sobie sama. Pierwsza złamała mi się w miejscu oczka. Za jakąś godzinę maszyna zrobiła brrrrr i za nic w świecie nie można było podnieść igły tym pokrętłem z boku. Musiałam dosłownie wyciąć materiał spod niej i jakoś mi się wreszcie udało ją oswobodzić. Okazało się, że jest totalnie wygięta, niczym tapicerska. Co jest nie tak? Słaba jakość zapasów dołączonych do Łucznika? Za cienki materiał? Hmm...
Podsumowując, sama nie wiem, co myśleć o tym zakupie. Może to mój brak umiejętności w obchodzeniu się z tego typu urządzeniem nie pozwala mi się nim cieszyć tak do końca. Plus ten obluzowany wihajster.
Pozdrawiam :)
Avatar użytkownika
Mistrzyni Krawiectwa
Te problemy z igłami to właśnie braki na poziomie umiejętności...:-) I problemy z plątaniem nici - dasz sobie rękę uciąć, że na bank nawlokłaś dobrze? Pętelki na spodzie tworzą się z nitki górnej, nie dolnej. Bo założenie górnej nitki to nie tylko kwestia poprowadzenia nici z punktu A przez B do C, to także kwestia podnoszenia stopki przed zakładaniem nici - wtedy luzuje się naprężacz i nitka ma szansę ułożyć się w nim dobrze... Nie podniesiona stopka = kłęby nici pod materiałem i w bębenku, zrywanie nici, a nawet łamanie igły i przestawienie chwytacza...

Ania
________________________________________________________
Arkę zbudowali amatorzy - Titanica zawodowcy.

http://uczeremchypl.shoper.pl/

http://szycie-z-czeremcha.blogspot.com/

Avatar użytkownika
Świeżynek
Moja pierwsza maszyna to łucznik Maja, nie miała regulowanej długości ani szerokości sciegu, bardzo prosty model. Pierwsze próby to była kupa śmiechu :-) nie potrafiłam nawet nawinac nici na szpuleczke, zniecierpliwiona zrobiłam to ręcznie. A szycie? Och, zenada niestety. Umiejętności radzenia sobie z maszyna przez amatora przychodzą z czasem. Wsciekalam się, że nic mi nie wychodzi i maszyna przeleżala w pudle kilka lat, wysylam za mąż, urodziłam drugie dziecko i zachcialo mi się uszyc pieluszke wielorazowa ;-) nie uszylam jej do dziś, za to bardzo dobrze poznalysmy się z moja "Majką". Nadal jestem amatorem oczywiście, lecz potrafię już małe co nie co uszyc. Póki co wszystko się kręci wokół dziecięcych rzeczy, kocyk minky z wypełnieniem, poduszeczki i maskotki, leginsy z dresowki, czapeczki, sukienki (pettiskirt-bardzo efektowna spodniczka) sliniaczek i takie tam rozne. Z rzeczy dla siebie uszylam tylko saszetke/nerkę, ale za to sama meczylam się nad wykrojem, miałam wrażenie, że próbuje odkryć koło na nowo ;-) na moje nieszczęście długo dlubię nad jedną rzeczą, aby rezultat spełnił moje oczekiwania. Teraz mam już trochę lepszą maszynę, jednak to czego nauczyła się na tamtej jest nieocenione :-) do tego mnóstwo filmikow, tutoriali i godzin spędzonych na czytaniu np. tego forum ;-) ależ się rozpisałam, reasumujac nie poddawaj się, próbuj, czytaj, może ktoś ma ten model i Ci coś podpowie, albo jakieś fotki zrób, będzie łatwiej coś zaradzić :-)
Avatar użytkownika
Świeżynek
Cześć! :)
Na wstępie dzięki za wszelkie porady i słowa otuchy.
Rozwiązała się kwestia podnośnika stopki. Całkiem przypadkiem. W piątek pod wieczór dojechał do mnie TŻ. Koniecznie chciał rzucić okiem na mój nowy nabytek. Wyszłam na chwilę z pokoju, zostawiając go sam na sam z Amelią. Nagle usłyszałam dość głośne ''łup'' i jęk ''chyba coś zepsułem''. Okazało się, że wzięłam pokrętełko od regulacji nacisku stopki za regulator naprężenia nici i kręciłam nim w nadziei, że supełki na spodzie tkaniny przestaną się robić. I ustawiłam je na zero (tak, kolor włosów zobowiązuje). Ja pokręciłam w jedną stronę, on w przeciwną i po problemie.
Dopiero dziś miałam sposobność by znowu usiąść przy maszynie, przy okazji odczekiwania między nałożeniem drugiej warstwy farby. Spełniło się moje marzenie o oddzielnym pomieszczeniu na pracownię, w której będę mogła w spokoju ćwiczyć i doskonalić moje umiejętności. Zaczynam już rozróżniać te wszystkie pokrętełka na górze i widzieć, co robię źle. Górną nić miałam nawleczoną dobrze od samego początku, tylko końcówkę od dolnej wkładałam na przekór instrukcji w zły otworek w bębenku, bo na schemacie w instrukcji jest to pokazane w troszkę nieczytelny sposób. Na szczęście po obejrzeniu pierwszego z brzegu filmiku o tej tematyce sprostowałam ten błąd. Nauczyłam się też, żeby nie dać górnej nici dostać się w miejsce dolnej, bo potem wszystko się plącze i robią się te supełki. Wyrobiłam sobie już dobry nawyk rozdzielania ich w razie potrzeby przed opuszczeniem stopki i rozpoczęciem próby szycia. Poza tym przekonałam się, że niepotrzebnie mocowałam się z przekładaniem nici dolnej przez ten otworek w płytce, bo wystarczy przecież przeszyć kawałek materiału i ona sama automatycznie wychodzi na powierzchnię. Po tych wszystkich poprawkach i regulacjach maszyna szyje mi jak marzenie, supełki zupełnie zniknęły. Wypróbowałam już z połowę ściegów na zasadzie ''dla żartów'', bo niektóre wyglądają całkiem kosmicznie i nietypowo. Eksperymentuję też z długością i szerokością ściegu. Krótko mówiąc, wyciskam z tej maszyny ile mogę. I nie chodzi mi tu o dociskanie pedała do oporu. No i przerzuciłam się z tego cienkiego lnu z domieszką na dość sztywną średniej grubości wełnę, która została mi z szycia sukni. Nie gniecie się i daje się ładnie ''prowadzić'' maszynie. A jeśli już len, to kawałek złożony na pół. Mam wrażenie, że igła lepiej znosi taki, bo jak pisałam byłam zmuszona wymienić ją na tę z zapasów dołączonych do maszyny i która zapewne jest dostosowana do takiej grubości. Tak na marginesie: jakiej firmy igły polecacie? Bo jak sobie jeszcze tak poeksperymentuję, to może się okazać, że maszyna sprawna ale z ''szycia'' i tak nici, bo zostałam bez nich ;P
Mój chłopak zachwycony moimi postępami stwierdził, że taka maszyna to za****sta sprawa i każdy powinien mieć mieć ją w domu. Podpisuję się pod tym wszystkimi możliwymi kończynami. I jak już się podszkolę, postaram się przekazać tę wiedzę jemu, bo jest bardzo entuzjastycznie nastawiony i chętny do nauki.
Jak widać po moim przykładzie, dla każdego jest nadzieja. Trzeba tylko duuuuużych pokładów cierpliwości i odrobiny chęci lub osoby obok, która załagodzi sytuację i dopomoże od czasu do czasu. Ja akurat jestem strasznym zapaleńcem, bo kiedy (była już niestety) drużynowa koleżanka powiedziała mi, że mam sama szyć sobie stroje zrobiłam w myślach wielkie oczy i pomyślałam, że z byka spadła. Ale że staram się zachować takt, zostawiłam to dla siebie. Zaproponowała żebym na początek zaczęła od powłoczki na jaśka. Nie. 2 dni później podesłałam jej zdjęcie w gotowej sukni wg wykroju, który mi podała. Nie była może idealna, bo uszyta z bawełnianego prześcieradła, co w naszym środowisku uchodzi za niekoszerne ale za to ufarbowana naturalnie (bardzo cenione i pochwalane) sokiem z trawy (nie wiedziałam wtedy jeszcze,że farbuje się tkaninę gotując ją w wywarze roślinnym o wybranym kolorze, najpierw więc tarłam trawą z całej siły, a jak już pościerałam sobie naskórek z wierzchu palców i mi się znudziło, wzięłam starą sokowirówkę, wycisnęłam duuuużo soku z łąkowych roślinek i wcierałam go w ''suknię'' gąbką). Teraz się z tego śmieję i wracam do tego wydarzenia ze sporym sentymentem. Dodaje mi ono też nadziei, że będzie dobrze, a z czasem nawet coraz lepiej :)
A z tym odkrywaniem koła na nowo to też racja, pamiętam jak zabierałam się za krojenie swojego pierwszego płaszcza, z założenia z półkola. Wyobraźcie sobie mocno początkującą szwaczkę z 3 mb całkiem nietaniej włoskiej wełny podobno 100%, bez techniki i odpowiedniej wiedzy. Tak się trzęsłam nie chcąc przedobrzyć, że zamiast półkola wyszło mi pokraczne półjajko z za głębokim wcięciem, które pierwotnie miało okalać samą szyję. Na pierwszym zlocie okazał się jednak być za cienki i ostatecznie wykroiłam z niego kaftan, który następnie nieumiejętnie sfastrygowałam (zanim poznałam szwy historyczne byłam przekonana, że to jedyna słuszna technika szycia). Teraz doczekał się przerobienia i doprowadzenia do ostatecznej doskonałej formy.
Kończę ten post w tym miejscu, bo chłopak się ze mnie śmieje, że streszczam całe swoje życie :p Przepraszam za swój słowotok (chciałam być dziennikarką, a zostałam początkującą krawcową)i offtop, bo mieliśmy rozmawiać o Łucznikach. Mam też nadzieję, że miło się czytało.
Życzymy miłej reszty dnia :)
Avatar użytkownika
Stara Gwardia
Wyrobiłam sobie już dobry nawyk rozdzielania ich w razie potrzeby przed opuszczeniem stopki i rozpoczęciem próby szycia. Poza tym przekonałam się, że niepotrzebnie mocowałam się z przekładaniem nici dolnej przez ten otworek w płytce, bo wystarczy przecież przeszyć kawałek materiału i ona sama automatycznie wychodzi na powierzchnię.
Miło się czytało.
Po nawleczeniu górnej nitki i przełożeniu jej przez oczko igły i po włożeniu szpuleczki do bębenka i zamocowaniu bębenka robi się tak: trzyma się lewą ręką za górną nitkę i równocześnie kręci się kołem zamachowym do siebie - i co się dzieje? - górna nitka wyciąga dolną nitkę na powierzchnię w postaci pętelki - popatrz na rysunek. Pętelkę trzeba chwycić i pociągnąć, aż zobaczysz koniec dolnej nitki. Teraz obie nitki - górną i dolną przeprowadzasz przez wycięcie w stopce i układasz za nią.
Na początku szycia przytrzymujesz obie nitki za stopką, a potem, po 2 -3 wkłuciach można puścić i szyć dalej.
Przy okazji - jeśli oglądałaś film na Youtube - niestety prezentuje on błędny sposób poprowadzenia nitki górnej na samym końcu - tyle widziałam na filmie. Poprawnie i dobrze pokazuje to rysunek z instrukcji.
Załączniki
Avatar użytkownika
Mistrzyni Krawiectwa
Z doświadczenia wiem, że;
- igły przestają się łamać po pierwszych 15 latach szycia ;) (tyle samo trwa nauka robienia sushi, wykuwania katany i budowy pawilonów herbacianych)
- fajna strona o szyciu historycznym jest tutaj (może znasz):
https://katafalk.wordpress.com/

________________________________________________________
"Inteligencja jest jak nogi, masz za dużo to się potkniesz" Terry Pratchett
Avatar użytkownika
Mistrzyni Krawiectwa
Z doświadczenia wiem, że;
- igły przestają się łamać po pierwszych 15 latach szycia ;) (tyle samo trwa nauka robienia sushi, wykuwania katany i budowy pawilonów herbacianych)
Dobre porównanie... Ja bym powiedziała - po 15 latach szycia wie się, kiedy igła może się złamać i odruchowo mruży się przedtem oczy :-) Do tego czasu myśli się, że łamią się same - albo że łamie je maszyna...

Ania
________________________________________________________
Arkę zbudowali amatorzy - Titanica zawodowcy.

http://uczeremchypl.shoper.pl/

http://szycie-z-czeremcha.blogspot.com/

Avatar użytkownika
Zaaklimatyzowany
Ja po wyciągnięciu pętelki z dolnej nitki nie wyciągam jej powyżej stopki. Tzn. Mam górną nitkę pod stopką i z tyłu (jak do szycia), trzymam lewą ręką, prawą przerabiam jedno wkłucie kołem zamachowym. Wtedy pod stopką jest pętelka. Nożyczkami (czy czymkolwiek płaskim) przejeżdżam pod stopką, od przodu do tyłu i nitka wyciągnięta, mam obie gotowe we właściwej pozycji do szycia.
Avatar użytkownika
Mistrzyni Krawiectwa
Myślę, że u Fides pojawił się skrót myślowy - górną nitkę przez stopkę, dolną - pod stopką, a za stopką - obie razem :-)
Tak czy owak - obie nad płytką ściegową :-)

Ania

--- Ostatnio edytowane 2015-08-25 21:29:35 przez czeremcha ---
________________________________________________________
Arkę zbudowali amatorzy - Titanica zawodowcy.

http://uczeremchypl.shoper.pl/

http://szycie-z-czeremcha.blogspot.com/

43 strony: « < 28 29 30 31 32 33 34 > »

Zaloguj się aby napisać odpowiedź.